Byłam tam. Widziałam. Przeżyłam.
24 października 2020 roku w Warszawie, na Placu Defilad obok Pałacu Kultury i Nauki, miał odbyć się pokojowy Marsz o Wolność. Miał to być marsz stacjonarny – bez przemocy, bez wrogości, po prostu spotkanie ludzi, którzy pragnęli wyrazić swój sprzeciw wobec bezduszności systemu i ograniczania naszych praw.
Na scenie mieli wystąpić goście z Polski i z zagranicy – prawnicy, lekarze, ludzie nauki, politycy, artyści, którzy odważyli się mówić prawdę. Wśród nich byli m.in. niezależni lekarze Dorota Sienkiewicz i Katarzyna Bross-Walderdorff, a także Grzegorz Braun, Janusz Korwin-Mikke i wielu innych. Byli także z nami włoski prawnik Angelo Giorgianni, lekarz ze Stanów Zjednoczonych i Hiszpanii (chirurg, onkolog), lekarka rodzinna z Hiszpanii – Natalia Prego Cancelo, dr Elgere Clark z Holandii, Max Massimi – włoski dziennikarz.
Przyjechaliśmy z różnych stron kraju – zwykli ludzie, rodziny z dziećmi, starsi, młodsi. Wszyscy połączeni jednym pragnieniem – wolności.
Prowokacja i pacyfikacja
To, co miało być pokojowym zgromadzeniem, zmieniło się w dramat.
Zanim jednak do tego doszło, wydarzenie miała uświetnić część artystyczna. Na scenie miał wystąpić m.in. Iwan Komarenko z piosenką „Wolność”, która niosła w sobie ogromne emocje i symbolikę tamtego czasu. Udało mu się wystąpić jako pierwszemu, poruszyć tłum swoim śpiewem i przesłaniem, jednak zaraz po jego występie wkroczyła policja …
Plac Defilad został otoczony kordonem policji. Nagle zapanował chaos. Funkcjonariusze zaczęli wyłapywać ludzi na oślep, używać gazu łzawiącego, zatrzymywać przypadkowe osoby, upokarzać przy wszystkich. Ktoś krzyczał, ktoś płakał, ludzie próbowali pomóc sobie nawzajem. Niektórzy pierwszy raz doświadczyli policyjnego gazu na swoich oczach. To były dramaty wielu osób.
Widziałam twarze pełne strachu, ale też determinacji. Widziałam wiele osób czy to starszych czy młodych, którzy byli zdezorientowani bo pierwszy raz znaleźli się w takiej sytuacji. Nie mogli zrozumieć, dlaczego policja tak traktuje obywateli, którzy przyszli tylko mówić o wolności. Sama byłam w tym epicentrum chaosu, ale udało mi się stamtąd wydostać czy uniknąć policyjnej łapanki.
Około trzystu osób trafiło wtedy na tzw. „dołki”. Byli traktowani jak przestępcy, jakby sam fakt, że wyszli na ulicę, był zbrodnią. Sam pobyt na tzw. „dołku” był kolejnym bolesnym przeżyciem, próbą upokorzenia i złamania. Nocleg w brudnej celi z brudnym, poplamionym i śmierdzącym materacem do spania był odrażającym doświadczeniem. A jak były traktowane kobiety? Musiały się rozebrać do naga i były obiektem drwin oglądających je funkcjonariuszy! Godzinne przesłuchania … Nawet wśród tych zatrzymanych była karmiąca piersią matka, którą funkcjonariusze zawieźli do domu żeby nakarmiła dziecko a potem zabrali z powrotem ze sobą ….
Czy nie przypomina to nam jakichś obozowych metod i psychicznego pastwienia się nad „przestępcą”, który marzył o normalności, o tym co Polacy i cały świat utracili w mgnieniu oka?
Dlaczego wyszliśmy na ulice?
Ludzie wyszli na ulice nie dlatego, że chcieli burzyć porządek. Wyszli, bo byli zrozpaczeni. Bo widzieli, że coś złego dzieje się z naszym krajem i światem.
W tym czasie zamykano wszystko – szkoły, przychodnie, gospodarki. Ludzie tracili pracę, oszczędności życia, biznesy, nie mogli dostać się do lekarza. Chorzy zostawali bez pomocy, a w statystykach zaczęły pojawiać się „nadmiarowe zgony” – nie z powodu wirusa, lecz z powodu odcięcia od leczenia, samotności i chaosu decydentów.
Ten marsz był wołaniem o rozsądek, o człowieczeństwo.
Był krzykiem ludzi, którzy czuli się niewysłuchani i upokorzeni.
Był próbą pokazania, że wolność nie jest luksusem – jest warunkiem godnego życia.
Początek przebudzenia
Marsz o wolność był jednym z pierwszych tak dużych momentów przebudzenia społecznego w Polsce. Wtedy istniało praktycznie tylko jedno środowisko, które miało odwagę organizować takie wydarzenia – Polskie Stowarzyszenie Wiedzy o Szczepieniach „STOP NOP”. To właśnie dzięki nim ludzie mogli spotkać się, porozmawiać, że nie są sami, zawierając wiele znajomości na lata.
Z tamtego marszu wielu wróciło z nową siłą. Zaczęły powstawać stowarzyszenia, fundacje, grupy wsparcia, które pomagały ludziom w pisaniu pism, jak bronić swoich praw, jak reagować na bezprawie. Ludzie zaczęli się jednoczyć. Pomagali sobie nawzajem – w sądach, na komisariatach, internecie. Szczególne podziękowania należą się też mec. Katarzynie Tarnawie-Gwóźdź
za jej ogromny wkład w przygotowaniu szeregu pism dla różnych grup społecznych jak i na różne okoliczności. Dzięki jej przygotowanej skardze do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego i mojej osobistej obronie przed sądem, wygrałam sprawę z Sanepidem o kwarantannę szkolną syna.
To był początek oddolnego ruchu społecznego, który narodził się z bólu, ale zrodził odwagę.
Ludzie Wolności – kim byliśmy i kim się staliśmy
Ja również wtedy się zmieniłam. Tamten dzień był dla mnie przełomem. Widziałam brutalność, ale też niesamowitą solidarność. Zrozumiałam, że jeśli chcę żyć w wolnym kraju, muszę sama o tę wolność walczyć – spokojnie, ale wytrwale i robię to po dziś dzień, nie odpuściłam …
Zrozumiałam też, że prawdziwa siła nie leży w liczbach, lecz w sercach ludzi, którzy nie dają się złamać.
Spotkałam wtedy wielu, którzy do dziś pozostali mi bliscy – ludzi z pasją, z odwagą, z poczuciem misji. To byli zwykli obywatele, którzy stali się filarami oporu wobec niesprawiedliwości.
Pięć lat później – pamięć i nadzieja
Dziś, pięć lat po tamtych wydarzeniach, patrzę na to z perspektywy czasu. Wielu z nas przeszło trudną drogę. Jedni zostali ukarani, inni oczerniani, niektórych drogi się rozeszły, niektórzy zaczęli wieść spokojniejsze życie jakby poza systemem, a niektórzy dalej walczą i robią co mogą aby nie utracić jeszcze tej resztki wolności którą mamy.
Ale w tym wszystkim powstało coś niezwykle cennego – wspólnota ludzi, którzy wiedzą, że wolność trzeba pielęgnować każdego dnia.
Marsz o wolność był dla mnie symbolem przebudzenia serc.
I choć minęło już pięć lat, tamten dzień nadal żyje we mnie – jak przypomnienie, że nawet w najciemniejszych chwilach warto stać po stronie prawdy.
Bo wolność nie jest darem władzy.
Wolność jest darem odwagi.
A gdyby ktoś zapytał mnie dziś, czy pojechałabym tam jeszcze raz – wiedząc, jak to się skończy
– odpowiedziałabym bez wahania: oczywiście, że TAK!!! ![]()
Może to zabrzmi dziwnie, ale czasem nawet tęsknię za tą adrenaliną, która wtedy w nas pulsowała. Za tą energią, jednością, emocjami, które sprawiały, że czuliśmy, iż naprawdę żyjemy – WOLNI
, mimo wszystko! ![]()
Pięć lat temu miał miejsce dzień zamachu władzy RP na podstawowe prawa konstytucyjne – #PamiętaMY! – VIDEO ![]()
Zdjęcie: FOTORELACJE JW.
Autorka tekstu: Aneta Mika
Jeśli uważasz, że to co robimy ma sens, to możesz wspierać codzienne działania Fundacja Twoje VETO na kilka sposobów – szczegóły w menu https://twojeveto.pl/wsparcie/
